
1. Co dał Ci ten rok i czego nowego Cię nauczył?
Już w lutym, czyli jeszcze w „zdrowych czasach”, miotałam się trochę w swojej codzienności i myślałam o paromiesięcznej przerwie od pracy, aby zrobić rzeczy, które odkładałam na później: na porządki w mieszkaniu, w przestrzeni wokół siebie, w życiu zawodowym, na pomyślenie, co i jak chciałabym dalej robić – klasyka. Wirus przyszedł już po decyzji o odejściu z pracy, kiedy nagle miałam czas. I jeśli „wszystko jest po coś”, to u mnie chyba właśnie tak było. Np. doświadczenie zdalnej szkoły syna mimo wielu złych emocji dało nam obojgu bardzo dużo, wiele się o sobie i o nim dowiedziałam, a to procentuje teraz w drugim etapie nauczania.
Miałam czas, by zaangażować się w pomoc seniorom, w aktywność sąsiedzką, by zadbać o swoje zdrowie. Teraz mam czas, by aktywniej wspierać „na spacerach” kobiety walczące o swoje prawa. Wcześniej, podczas wyborów prezydenckich, po raz pierwszy weszłam w rolę Obserwatora (i na pewno nie ostatni). Powoli zaczęłam oczyszczać i wciąż oczyszczam przestrzeń wokół siebie i to jest bardzo fajne uczucie. Upewniłam się, że potrzebuję mniej rzeczy, a więcej ludzi, świata i przestrzeni z wiatrem.
Brakowało mi wyjazdów i podróży daleko w świat, ale cieszyłam się tymi lokalnymi po Polsce – np. zrealizowanym marzeniem o podróży kamperem pod Podlasiu. Znalazłam czas, by wreszcie porozmawiać z paroma mądrymi osobami, które uświadomiły mi, co jest dla mnie ważne, czego i gdzie szukać dalej (mimo, że kierunek jest dalece inny od dotychczasowego).
I nauczyłam się, a właściwie odkryłam od nowa, że dobrzy ludzie, przyjaźń i zdrowie są cenniejsze od złota. I że nie mogę żyć bez dobrej kawy :)
2. Na czym starałaś się koncentrować podczas mijających 12 miesięcy?
Pierwsze „covidowe” tygodnie roku spędziłam głownie na zmianie organizacji życia w domu, chyba jak większość z nas. Poza logistyką zdalnej szkoły i rzeczy domowych kombinowałam, jak wprowadzone przez państwo ograniczenia pogodzić z pozostawionymi nam możliwościami. Nie jestem typem domatora, więc ku rozpaczy moich rodziców, wynajdywałam sobie zajęcia poza domem – pomoc sąsiadom, rozwożenie posiłków seniorom z dzielnicy, nocne bieganie. Starałam się gdzieś wciąż gdzieś „wyrywać”. Nie miałam pracy zdalnej, więc miałam czas na porządki, pozbywanie się rzeczy na Vinted, przedłużone weekendy za miastem, podróż kamperem, wczasy rodzinne czy tygodniowe celebrowanie urodzin nad morzem.
To było mi potrzebne. Po odejściu z pracy chciałam po prostu odpocząć, przeczytać stos książek stojących przy łóżku, zrobić wreszcie balkon, pić na nim kawę i nie robić nic. Ale przerwa od pracy nie była efektem fizycznego zmęczenia. Po wakacjach przeszłam więc do etapu „co dalej?” – rozmawiałam z mądrymi ludźmi, analizowałam siebie, maglowałam przyjaciół, byłam na paru spotkaniach rekrutacyjnych. A potem pełna obaw spojrzałam na siebie i poszłam w zupełnie innym kierunku. Ale to już inna opowieść. :)
3. Jakie pozytywne przesłanie chciałabyś zakomunikować światu?
Kiedyś byłam na kursie uważności, którego podsumowaniem stały się dla mnie słowa „Myśli to nie fakty”. Ludzie każdego dnia „przewidują przyszłość”: jesteśmy pewni, co i jak „na sto procent” się wydarzy, wiemy, co „na pewno” myślą inni, jak się zachowają, co nam powiedzą, jak zareagują. I zwykle bliżej nam do czarnych scenariuszy tejże przyszłości. A to z kolei zatruwa naszą codzienność, zaburza czysty odbiór, kasuje dobre emocje, nie pozwala być tu i teraz, nie daje się cieszyć chwilą, odpycha rozsądne podejście do wielu spraw. A przecież nasze myśli to nie fakty i nie muszą się wydarzyć!
Ja wciąż się uczę, jak odganiać moje „na pewno stanie się to i tamto”. Staram się nie martwić i nie denerwować na zapas tym, czego nie jestem w stanie przewidzieć i na co nie mam wpływu. A jeśli już mam zachowywać jakieś myśli o przyszłości, to wolę „na sto procent” widzieć te pozytywne i przyciągać te lepsze scenariusze – i do tego zachęcam! :)
4. Jakie stawiasz sobie wyzwania, żeby nieustannie się rozwijać?
Może to niepopularne, ale uważam, że nie jest jedyną prawdą kierunek, który mówi, że rozwijamy się jedynie poza strefą komfortu. Myślę, że możemy się wiele nauczyć, poznać siebie i świat robiąc rzeczy, które nas nie uwierają, nie powodują strachu, nie przyprawiają o drżenie rąk. Jestem w sytuacji, która jest dla mnie zupełnie nowa zawodowo, robię duży zwrot, ale nie czuję dyskomfortu – wręcz cieszę się tym, że będę musiała o coś powalczyć, narzucić sobie większą samodyscyplinę i nowe zwyczaje oraz całkowicie się przeorganizować. Rozwija mnie obecnie poznawanie zasad funkcjonowania pewnych codziennych spraw, którymi nie zajmowałam się, pracując na etacie.
Rozwija mnie jako mamę przebywanie niemal całe dnie z moim synem (bo szkoła zdalna). Rozwija mnie jako obywatelkę dawanie z siebie energii i bycie obok innych uczestników podczas Strajku Kobiet.
Rozwija mnie jako człowieka świadomość, że nie potrzebuję wielu rzeczy do szczęścia. Jeśli jednak koniecznie miałabym wspomnieć o „rozwijającym dyskomforcie”, to będę mieć w kolejnym roku okazję, by zmierzyć się ze swoim lękiem przed wodą i przestrzenią – ale zwykle dobrze się to kończyło, więc jestem dobrej myśli. :)
5. Do kawy najlepsze jest...
Mam swój ulubiony „zestaw restauracyjny”, tzw. CCCC, czyli Coffee + Cola + Ciastko + Czytanie :)
Uwielbiam siadać z takim zestawem w kawiarni, najlepiej przy stoliku na zewnątrz. Staram się wtedy czytać to, co przynoszę ze sobą, ale przeważnie kończy się podglądaniem i podsłuchiwaniem (niechcący!) ludzi wokół mnie i tych przechodzących obok. Bardzo lubię obserwować ludzi, domyślać się ich, patrzeć na ich zachowania, jak są ubrani, jak mówią. Do kawy bardzo dobrze pasuje też podróżowanie – idealnie w wersji outdoor, czyli np. namiot rozbity na plaży, kamper w lesie lub kawiarka podgrzana na ognisku.
Pasuje też sport, u mnie w wersji slow: #coffeerun czy #coffeeride, kiedy to kawa (często w zestawie z colą) staje się pierwszym zakupem podczas przerwy albo przed bieganie. Do moich kaw pasuje też cynamon.
6. Twoje trzy słowa mocy i ich definicja to...
Do głowy przychodzi mi mój tatuaż z napisem „ten dzień, ten moment, ta chwila”. Te słowa padły z ust kolegi, kiedy na obozie biegowym w górach zobaczyliśmy niespodziewanie miejsce tak piękne, że niemal odebrało nam dech i mowę. To była sytuacja i chwila, kiedy wszystko wydawało się idealne, perfekcyjne i na swoim miejscu: właściwi i bliscy mi ludzie, piękna natura, ogromne przeżycia, emocje, dużo szczerego, głośnego śmiechu i chyba nawet łzy zachwytu.
Czuliśmy wtedy, że możemy wszystko. Rok później zrobiłam tatuaż ze słowami, które znajomy wyszeptał tamtego dnia. One przypominają mi o tym, jak wtedy się czułam, jaki to był moment. I gdybym miała nawiązać to tego, co daje mi moc, to właśnie będą takie chwile jak wtedy. Dlatego staram się ich szukać i zauważać, kiedy się zdarzają. :)
7. Więcej o Tobie dowiemy się z...